Czarne chmury zawisły nad Janem Marią Rokitą. I tak: został wykluczony - za niepłacenie składek - ze swej partii, Platformy Obywatelskiej, a także komornik wchodzi na jego majątek, ponieważ przegrał sprawę sądową z b. Komendantem Głównym Policji, Konradem Kornatowskim, którego nazwał "nikczemnym prokuratorem stanu wojennego", a to wiąże się z wysokimi kosztami przeprosin oraz zadośćuczynienia.
A już wcześniej Jan Rokita miał problemy, jak choćby z niemieckim przewoźnikiem lotniczym, kiedy to przez brak respektu - ze strony załogi samolotu - dla płaszczy państwa Rokitów, pan Jan zmuszony był zrobić na pokładzie karczemną awanturę, wykrzykując: "Ratujcie mnie! Biją mnie Niemcy!". Z samolotu został usunięty... z dalszymi konsekwencjami.
Jan Rokita miał swój "gwiazdorski moment", kiedy powołano go tzw. komisji Rywina. Czuł się - wtedy - jak Napoleon. I - podobno - nawet w domu tak miał, o czym donosiła jego - szczera do bólu - żona. Jednak później już tak malowniczo nie było, a mrzonka o premierowaniu się nie spełniła.
Coraz bardziej się pan Jan zapadał, aż w końcu i dawni koledzy go skreślili. Ale... zapewne jakieś wspólne piękne dni mieli, więc może powinni mu pomóc, zrzucając się..., bo sam pewnie im nie wykrzyczy: Ratujcie mnie!
