Janukowycz przemówił z Rostowa, w Rosji: "nie martwcie się" jestem żywy. Wystąpienie było krótkie, a dziennikarze nie mogli zadawać pytań. No i mówca posiłkował się kartką, pewnie, żeby nie powiedzieć zbyt wiele.
Dziś, ci z którymi Janukowycz podpisywał niedawne porozumienie, po tragicznych wydarzeniach na kijowskim Majdanie, są dla niego ekstremistami i faszystami, czym powiela retorykę swego "wielkiego brata", prezydenta Rosji. Pewnie to on, tak Janukowyczowi nakazał. A przecież mogło być inaczej...
Porozumienie kijowskie zakładało, iż prezydent Janukowycz utrzyma swe stanowisko do końca roku, do nowych wyborów, jednak jego urzędowanie będzie powrotem do okresu, kiedy władza prezydencka na Ukrainie nie była jeszcze absolutna, choć i wtedy dawała wiele możliwości działania. Dla Janukowycza było to zbyt mało, więc wolał uciekać i prosić o "bratnią" pomoc prezydenta Rosji. Sprzeniewierzył się w ten sposób własnemu narodowi. Zresztą i jego wcześniejszy ruch, zezwalający rosyjskiej Flocie Czarnomorskiej na stacjonowanie w granicach Ukrainy - na Krymie - do 2042 r., mógł być zapowiedzią oddania się Janukowycza, we władanie Rosji.
A prezydent Rosji? On nawet nie musiał wchodzić na Ukrainę, bo jego ludzie już tam byli, a jednak z pewną dozą "nieśmiałości" próbował atakować..., stąd zapewne ci mundurowi bez naszywek. Może też dlatego, tak działał, bo jeszcze ok. roku temu wmawiał światu, iż Rosja jest orędownikiem pokoju, ale sprawa dotyczyła Syrii, więc była mniej bliska "sercu" prezydenta Rosji.
Dziś, tak czy siak, Putin wychodzi na hipokrytę, a nie gołąbka pokoju. Chce rozdzielać karty w suwerennym państwie, łamiąc zasady prawa międzynarodowego. A do świata go ciągnie, skoro zafunował sobie najmodniejsze druciane okularki Ray-Ban i w nich już kilka razy "świrował" w różnych miejscach, w tym na Paraolimpiadzie. Pokręcony człowiek i pewnie z kompleksami.
Ot, dwaj faceci w "czerni"..., w tym jeden jeszcze z siłą dominującą, a drugi to już tylko zombie.
