Na Ukrainie - wciąż - wiemy, że mało wiemy. Krym jest na pewno stracony na rzecz Rosji. A teraz dokonywane są próby wyrywania kawałków wschodu kraju, tak, aby podporządkować go wielkiemu sąsiadowi. Biorą w tym czynny udział uzbrojeni i wyszkoleni rosyjscy "przypadkowi turyści". A wszystko podobno, aby chronić ludność pochodzenia rosyjskiego. Stary schemat.
Władze w Kijowie ogłaszają tu i ówdzie, iż dają czas na złożenie broni, a jak nie, to będą szturmować - np. zajęte przez tzw. separatystów - budynki Tylko, że na zapowiedziach się kończy, bo też nie ma gwarancji, iż część armi ukraińskiej nie przejdzie na rosyjską stronę, gdy doszłoby do regularnych walk ze ściągniętą na pomoc "turystom" armią rosyjską. Szach.
Trudno przewidzieć do jakiego stopnia jest skłonny posunąć się prezydent Rosji i można tylko przypuszczać, że zależy mu na destabilizacji Ukrainy, tak, aby w przyszłości na wschodzie kraju urządzić swój protektorat, z wyznaczonym przez siebie namiestnikiem ukraińskim, a na zachodzie stworzyć strefę buforową, oddzielającą Rosję od wpływów UE i NATO.
A Polska w tym bałaganie...? Szczęśliwe u władzy nie mamy wyrywnych polityków, rzucających się - z szabelką - na Rosję. Prowadzona jest polityka wyważona, zgodna z linią NATO. Zresztą na nic innego nie możemy sobie pozwolić, dbając o własne bezpieczeństwo.
Szczęśliwie nie mamy też na naszym terytorium zorganizowanej mniejszości rosyjskiej, której na "pomoc" mógłby zechcieć ruszyć prezydent Rosji. W tym aspekcie, to kraje takie jak np. Estonia mogą się obawiać Putina, ponieważ tam jest wielu Rosjan, którzy tęsknią do zależności rosyjskiej.
Sytuacja na Ukrainie i wokół niej jest napięta. I trudno powiedzieć, czy jakieś pozytywy przyniosą choćby rozmowy, które mają się odbyć /choć nie jest to jeszcze przesądzone/ 17 kwietnia - w Genewie - z udziałem przedstawicieli Ukrainy, UE, USA i Rosji, w sprawie kryzysu ukraińskiego. Mimo wszystko, trzeba mieć nadzieję, że rozsądek zwycięży.
Komentarze