Premier Polski musiała się dziś tłumaczyć w siedzibie Parlamentu Europejskiego z pomysłów na "dobrą zmianę"... swego prezesa, który sam wciąż - tchórzliwie - kryje się za panią "broszką" i panem "długopisem", wydając tylko dyspozycje.
Premier powiedziała to, co prezes jej kazał, boć po wytyczne udała się do niego przed podróżą do Strasburga. Było ble ble i stały motyw: głodne dzieci. I tak dobrze, że nie było ruin.
W PE odbywały się też popisy niektórych polskich europosłów, którzy biorą kasę..., ale swoje miejsce zarobkowania chcą - niby - rozwalać. Bieda z nędzą. I wstyd.
Natomiast "Gazeta Polska" - zbrojne ramię PiS - zorganizowała w sąsiedztwie siedziby PE pikietę poparcia dla obecnego - polskiego - rządu. I jakoś dziwnie znajomo wyglądali biorący w niej udział ludzie, tak jakby przeniesiono ich spod krzyża przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie. Sprawiali też wrażenie takich, którzy potrzebują - różnej - pomocy lekarskiej i socjalnej, więc okrucieństwem było zorganizowanie im takiego przerzutu.
Jeszcze całkiem niedawno wydawało się, że Polska staje się - w swej całości - krajem nowocześniejszym, również mentalnie. Po przejęciu władzy przez PiS widać, że było to złudzeniem, bowiem uaktywniły się teraz mary, koszmary, zaścianek i wstecznictwo. Przyjdzie trochę poczekać na prawdziwie dobrą zmianę.