Kiedy po wyborach parlamentarych i rozpoczęciu pisowskiej "dobrej zmiany", nastąpił w Polsce zamach na działanie Trybunału Konstytucyjnego i opozycja chciała zwrócić się o opinię - do Komisji Weneckiej - w sprawie zmian dotyczących sprawy, to wtedy ruch wyprzedzający wykonał - zapewne po konsultacji z prezesem Kaczyńskim - minister spraw zagranicznych, Witold Waszczykowski.
Jednak delegacja owej Komisji - podczas wizyty w Polsce - nie dała się oczarować ekipie rządzącej oraz Prezydentowi RP i swoje racjonalne wnioski wyciągnęła.
Prezes i jego ludzie wpadli w popłoch, gdy m.in. rząd polski otrzymał od Komisji projekt orzeczenia..., w którym zjechano tę "dobrą zmianę". Wymyślono więc, iż trzeba wystąpić chociaż o odroczenie terminu ogłoszenia już oficjalnej opinii Komisji Weneckiej, pod pretekstem wycieku do mediów informacji z projektu... Tylko to dziwne działanie raczej sugeruje, że był to wyciek... kontrolowany oraz ostatnia deska ratunku dla ekipy rządzącej, a także chęć grania na czas, do czerwca.
Dyplomacji w powyższym - prymitywnym - zagraniu było skrajnie mało, więc spotkało się ono z odmową. I możliwe, że teraz zapłaci za to kozioł ofiarny /minister/, żeby wybielić tego, który działa z ukrycia. Byłoby to nawet śmieszne, gdyby nie podkopywało pozycji Polski w UE. A tak jest wstyd.