Konkurs piosenki Eurowizji ostatnimi laty wyglądał tak, że najczęściej - widzowie - sąsiedzi sąsiadom przyznawali głosy. Może dlatego zmieniono formułę i podzielono głosy na te wychodzące z profesjonalnego jury oraz na te od widzów.
I co? Okazało się, że publiczność jest bardziej nieprzewidywalna i mniej zaprogramowana, niż ci tzw. profesjonaliści.
Profesjonaliści bardzo parli, aby zadowolić Australię i poprawnie politycznie wrzucić choć trochę punktów - z prawie każdego kraju - dziwnemu facetowi /pod każdym względem/ z Izraela. Polski reprezentant, który miał całkiem dobrą i festiwalową piosenkę zajął w tym głosowaniu przedostatnie miejsce...
A widzowie? Widzowie tak zagłosowali, że całość wygrała... Ukraina. A nasz Michał w wyniku tego głosowania był na trzecim miejscu, wyprzedzając nawet faworyzowaną przez profesjonalistów Australijkę, co pozwoliło mu awansować na 8 miejsce w klasyfikacji ogólnej.
Zabawne to wszystko i wciąż mocno... polityczne.
Komentarze