Mieliśmy kilka dni z prawdziwą zadumą, ale i z radością. Udzielało się to i wierzącym i niewierzącym, boć papież Franciszek, to postać prawdziwa i ... ludzka.
Młodzież, która zjechała do Polski na ŚDM - z całego świata - zarażała swym entuzjazmem.
Młodzi ludzie odwiedzali przed - kulminacyjnymi - uroczystościami w Krakowie oraz Brzegach i inne zakątki naszego kraju. Wszędzie niosąc dobrą energię, która udzielała się też miejscowym. Było miło i sympatycznie.
I tylko nasz naczelny konformista był zarobiony, bo tu czcił bohaterów, tam się modlił, aby w międzyczasie - bezkrytycznie - zadowolić swego ziemskiego... bożka. A ponoć, jako osoba wierząca, nie powinien mieć innych bogów... Cóż.., co uczynione... zapamiętane.