Salonik wczoraj padł, chwilowo. Ale reklamy się przebijały. Może to one go zapychają.
Mamy lato... i zdarza się też, że nawet najbardziej usztywniony poseł usiłuje - chwilowo - "poluzować majty", pakując się w dresik oraz "łowiąc ryby". Choć ten, o którym myślę, to raczej nie był w tym szczery, gdyż szybko potem przywdział strój organizacyjny i nawrzucał - jak zwykle - przeciwnikom.
Przewinęła się też w mediach pewna staruszka, która chwilowo romansowała z chłopakami około 80-tki, aby w końcu ich obrabiać. To jest duża sprawa, bo widać, że siły witalne mogą człowieka długo trzymać.
No i mamy Olimpiadę. Było sporo emocji, czasami wzruszenia, ale i wpadki. Szczególnie bolesne były te dopingowe. I chwilowo jest potępienie dopingowiczów, ale pewnie sprawy przyschną i następni znów będą próbować oszukiwać, bo i świat sportu jest dziś pokręcony.
Szczęśliwie czasami trafi się na coś pozytywnego - od pocżątku do końca - i wtedy człowiekowi jest przyjemniej. Wczoraj tak miałam, gdy oglądałam film pt. "Casanova po przejściach", wyreżyserowany przez jednego z moich ulubionych aktorów, Johna Turturro. I co dodatkowo przyjemne, z nim i z Woody Allenem w rolach głównych. Był tam inteligentny humor i dobra robota, tak aktorska, jak i reżyserska, świetne zdjęcia oraz sączyła się przyjemna muzyka. To lubię.