No i odbyła się pokazowa premiera filmu "Smoleńsk", w reż. Antoniego Krauze.
Pokaz był dosyć tajemniczy, bo dla swoich i wybranych. Dziennikarzy wyproszono, mogli tylko z daleka robić zdjęcia przed pokazem.
Ale np. zaproszenie otrzymała piosenkarka Doda, lecz nie zmobilizowała się i nie dojechała. Natomiast pominięci w tym względzie zostali: pan Deresz, pani Nowacka czy pani Szmajdzińska. Widać nie zasłużyli, ponieważ ich bliscy "tylko" zginęli w katastrofie lotniczej, gdy byli tacy, którzy - ponoć - polegli pod Smoleńskiem.
Był lans, na czerwonym dywanie i na ściance /gwiazdy przebrzmiałe i te w kłopotach prywatnych, które musiały - za w szelka cenę - zarobić/. Towarzystwo - pełne uśmiechów - czuło się jak ryby w wodzie lub we własnej "śmietance".
No i był on... poseł Kaczyński, dla którego cały ten zgiełk. I, jeśli on stwierdził, że... prawda, to tak musi być i basta.
Widziałam już kilka razy zapowiedzi filmu "Smoleńsk", bo puszczane są przed innymi filmami kinowymi. I nie wygląda to dobrze, a przekłamania typu wybuch czy narracyjne stwierdzenie o śmierci operatora, który jak się okazało żyje i ma się dobrze, działają zupełnie odstręczająco. Zatem, dam sobie luz, a na doznania artystyczne poczekam do filmu o Beksińskich, bo ten - sadząc po fragmentach - może być prawdziwym wydarzeniem kinowym.