Film pt. Sully" wyreżyserował Clint Eastwood /scenariusz Toda Komarnickiego/ na podstawie autentycznego wydarzenia, czyli: "cudu na rzece Hudson" oraz dalszych perypetii załogi samolotu, który szczęśliwie /bez ofiar - 155 osób uratowanych/ wylądował... 15 stycznia 2009 roku. A był do tego zmuszony, gdy oba silniki przestały pracować po spotkaniu... z ptakami.
W roli kapitana samolotu - Chesley'a "Sully" Sullenbergera - występuje Tom Hanks i jest świetny, stonowany, acz zdecydowany. Jego - profesjonalnym - "cieniem" na pokładzie, jest towarzyszący mu drugi pilot - Jeff Skiles - grany przez Aarona Eckharta. I para ta najbardziej zawiaduje ekranem, może dodając jeszcze żonę kapitana "Sully", Lorraine Sullenberger, graną przez Laurę Linney.
Ten film nie ma nawet specjalnych fajerwerków, mimo - przecież - ukazanego lądowanie na rzece, ale nie potrzeba ich było, bo tempo... trzyma w napięciu. I tak: są wspomnienia, benzsenność..., koszmary, akcja ratownicza, ale też pewność, że wykonało się dobrze swoją robotę, nawet, gdy znajdują się tacy, którzy chcą temu zaprzeczyć, choćby, żeby nie wypłacić ubezpieczenia za zniszczony samolot.
Warto też dodać, że świetną robotę wykonał również autor zdjęć - Tom Stern - dzięki czemu widz otrzymuje różne ciekawe doznania.
Dobre kino.
A przy okazji: Wczoraj we Wrocławiu odbyła się gala z okazji przyznania Europejskich Nagród Filmowych 2016. Byli znamienici ludzie kina, jak np. Pedro Almodovar czy Pierce Brosnan. A świetną robotę wykonał tu - jako prowadzący - Maciej Stuhr. Gratulacje!
Komentarze