Po nadwrażliwości marszałka Kuchcińskiego ostał się fałszywie przegłosowany projekt budżetu państwa i protest garstki posłów opozycji w sejmowej sali obrad.
Jednak wcześniej były i protesty uliczne, a wszystko razem /jedynie słuszny/ prezes-poseł Kaczyński nazwał... puczem. Nic to, że to on faktycznie ma w swych rękach wojo i inne służby siłowe, bo dla niego protesty opozycji i obywateli sprzeciwiających się bazprawiu, to faktyczny... pucz.
Tylko jaka jest w tym rola marszałka Kuchcińskiego? Przecież wszystko od niego się zaczęło, gdy po słowie "kochany", chciał usunąć z obrad Sejmu jednego z posłów opozycji. I dalej: to Kuchciński zamówił... słynne kanapki dla posłów, którzy znów mieli obradować po nocy, bo prezes-poseł, "sowa", głównie wtedy funkcjonuje.
Jednak wierni-mierni wodza wszelkie winy widzą u opozycji. Dostrzegli nawet... pasztet, który został przyniesiony w prezencie posłom protestującym w Sejmie. Zgroza. Dobrze, że nie było tam, przyniesionej - w dobrej wierze - np. kaszanki, boć to... krew. A były też znicze... dla oświetlenia.
Prezes-poseł i jego ludzie budują czasami karkołomne teorie i sytuacje, a gdy wyjdzie szydło..., to odwracają kota ogonem, popadając w śmieszność. Ale dla takich zabaw szkoda polskiego państwa.