Film pt. "Zwyczajna dziewczyna" - reż. Lone Scherfig, scenariusz Gaby Chiappe - to opowieść z roku 1940, a akcja rozgrywa się w Londynie, ale zahacza też o ewakuację żołnierzy z plaż Dunkierki.
I tak...: Brytyjskie Ministerstwo Informacji, w tym Sekcja Film, zajmowało się wtedy podtrzymywaniem ducha pośród obywateli. Kręcono filmy, a jeden z nich miał opowiadać historię sióstr-bliźniaczek, które na swoją łódź zabrały ewakuowanych żołnierzy... z Dunkierki. Do kontaktu z nimi została oddelegowana - świeżo zatrudniona - asystentka scenarzysty Toma Buckleya /gra go Sam Claflin/ Catrin Cole /Gemma Arterton/.
I... kręcony jest film, choć rzeczywistość zostaje w nim mocno ubarwiona,. A, żeby produkcja miała większy zasięg, to wprowadza się do niego również "element" amerykański.
Ważny jest tu też motyw komediowy, a daje go głównie - aktor - Ambrose Hilliard /Bill Nighty - świetny, a w charakterze postać przez niego grana przypomina trochę tę z filmu "Love Actually" - "To właśnie miłość"/.
Mamy też niemieckie naloty na Londyn, straty przyjaciół i dóbr. A jedno uczucie /toksyczne/ zostaje zastąpione innym. I, gdy wydaje się, że Catrin znalazła właściwe szczęście, to wypadek znów odwraca - boleśnie - jej kartę. Płakać się chciało i ludzie w kinie płakali.
W tym filmie są bardzo realistyczne i osadzone w czasie zdjęcia Sebastiana Blenkova. A muzyka Rachel Portman towarzyszy... i jest nienachalnym tłem dla wydarzeń.
"Zwyczajna dziewczyna", to film wojenny, miłosny i komediowy. Przesłaniem jest tu prawda, że warto się realizować i łapać dobre /choćby i krótkie/ chwile, nawet w trudnym czasie. Potem może być zbyt późno...