Zapowiedź filmu Juliusza Machulskiego /scenariusz i reżyseria/ pt. "Volta" narobiła smaku. A cały film... jest mniej udany, choć gra w nim plejada - zdolnych - polskich aktorów.
Fabuła zasadza się na znalezionej przez Wiki /Olga Bołądź/, w lubelskim mieszkaniu jej dziadka - Jana Krone /Tomasz Kot/, koronie... Kazimierza Wielkiego. I jest ktoś, kto chce jej to znalezisko odebrać, czyli: Bruno Volta /Andrzej Zieliński/, spin doktor, który organizuje też kampanię prezydencką... Kazimierzowi Dolnemu /Jacek Braciak/.
Volta ma dziewczynę, Agę /Aleksandra Domańska/ oraz ochroniarza, "Dychę" /Michał Żurawski/.
Koroną zainteresowana jest również "doktor Dąbrowska" /Joanna Szczepkowska/. A w intrydze bierze udział Marta Zawistowska /Katarzyna Herman/. Są też np.: Jędrek /Cezary Pazura/, od wymuszeń i mordobicia; właścicieł stacji tv /Krzysztof Stelmaszyk/; Janko z Czarkowa /Robert Więckiewicz/, przy cofnięciu w czasie.
Sącząca się muzyka w filmie "Volta" jest autorstwa Bartosza Chajdeckiego, natomiast - intensywnie nasączone kolorami - zdjęcia, to praca Arkadiusza Tomiaka.
Powiem szczerze, że miałam większe oczekiwania względem tego filmu. Myślałam, że będę częściej wybuchać śmiechem, a nie głównie wtedy, gdy na ekranie pojawiał się Dolny czyli Braciak /leżał krzyżem; dywagował na temat dziadów, którzy nas w kraju zewsząd otaczają; stał na zydelku... w koronie, bo prezydentura, to miał być tylko etap w drodze do ogłoszenia siebie królem/. I niby była w filmie zarysowana intryga, ale jakoś mało było w tym humoru sytuacyjnego oraz rytmu, choćby przy wchodzeniu czy przechodzeniu w różne epoki. Jednak dla samego Braciaka-Kazimierza Dolnego, warto było iść do kina.